„Bies” jest thrillerem, drugą powieścią, której napisanie zainicjował Fil Wiśniowski, i pierwszą częścią metafizycznego cyklu zainspirowanego polskim folklorem pt. „Sześcioksiąg Zmysłów”.
Każda część cyklu opowiada inną historię, każda ma inną myśl przewodnią i tylko jeden element wspólny w osobie księdza Jacka Miksy, który we wszystkich powieściach pełni nieszablonową rolę postaci drugoplanowej.
Zarys fabuły powstał w niecałe trzy godziny. Fil opisał w kilku zdaniach wstępny pomysł, ja podchwyciłem temat, burza mózgów załatwiła resztę. Jechaliśmy pociągiem z Warszawy do Wrocławia. Historia była gotowa, zanim dotarliśmy na miejsce.
Akcja „Biesa” rozgrywa się w roku 1985 w zapadłej wsi na wschodnich krańcach Polski. Ważnym elementem historii są wydarzenia, do których doszło w roku 1573. I od nich właśnie rozpoczyna się powieść.
Początkowo „Bies” miał formę noweli. Czułem, że historii czegoś brakuje. Że można wydobyć z niej więcej. Czułem też, że osiągnąłem maksimum jako samouk, dlatego zacząłem szukać kogoś, kto pomógłby mi się rozwinąć. I jak zwykle miałem cholernie dużo szczęścia.
Trafiłem na Mistrza. Jednego z tych, których rzadko się już spotyka. Człowieka z klasą. Bezpośredniego, wymagającego, surowego. Jego kąśliwe, ale zawsze merytoryczne uwagi nie raz poszły mi w pięty. Przyjmowałem wszystkie z pokorą. Bynajmniej nie dlatego, że brakowało mi ikry. Kto mnie zna, wie, że mam jej pod dostatkiem. Powody były inne.
Po pierwsze, chciałem i nadal chcę się uczyć, a uczy się jedynie ten, kto potrafi słuchać i wyciągać wnioski. Po drugie, miałem i wciąż mam nadzieję, że prawdziwy Mistrz karci, gdy mu zależy. Że zależy mu, bo dostrzega potencjał, który chce wydobyć. Grzechem byłoby przeszkadzać. Nawet jeśli robi to twardą ręką.
Po kilku miesiącach intensywnej pracy „Bies” nabrał rumieńców. Powstała pełnoprawna powieść. Przeczytajcie. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Obecnie pracuję nad kolejnymi projektami, które być może pewnego dnia tutaj opublikuję. Mistrz ma mnie wciąż na oku i nie waha się besztać za błędy. Wierzę, że pewnego dnia przeczyta na mój temat coś, co sprawi, że uśmiechnie się zadowolony pod nosem. Tak chcę się odwdzięczyć.
Na razie jednak proces wydobywczy trwa.