Home » HORT. Rozdział 2. Mól książkowy kontra obżartuch

HORT. Rozdział 2. Mól książkowy kontra obżartuch

by Przemek

Rozdział 2

ŚLEPY ZAUŁEK

Wrocław, lipiec 2010 roku

Czytelnia Biblioteki Uniwersyteckiej przy ul. Szajnochy była prawie pusta. W dużej sali, oprócz Aleksa, siedziało zaledwie kilka osób: przysypiający nad pożółkłymi gazetami profesor, nadęty doktorant z wydziału prawa i dwie studentki geografii.

– To już ostatnie – pomyślał Aleks, przyglądając się opasłym tomom, które chwilę wcześniej przyniosła mu bibliotekarka.

Wszyscy podnieśli głowy, gdy głośne skrzypnięcie przerwało ciszę. W drzwiach czytelni stał Franki. Uśmiechał się łobuzersko, chowając coś pod pazuchą. Szybko dostrzegł siedzącego za stertą książek Aleksa i pewnie ruszył w jego stronę.

Profesor ziewnął, poprawił okulary na nosie i sięgnął po kolejną gazetę, młody doktorant pokiwał z dezaprobatą głową, a studentki, wyraźnie nie zainteresowane nowo przybyłym, wróciły do gry w kółko i krzyżyk. Franki opadł ciężko na krzesło naprzeciwko przyjaciela.

– Nic nie znalazłem. A ty? – zapytał cicho i zerkając spode łba na bibliotekarkę, ugryzł kawałek olbrzymiego hamburgera, którego wyciągnął spod koszuli.

– Też nic. Jak na razie. Ale mam jeszcze małe co nieco do sprawdzenia. – Aleks wskazał zalegające biurko roczniki archiwalnych wydań przedwojennych gazet.

– A co z Ossolineum?

– Jak to co? Trzeba sprawdzić.

– Aha… – Franki przełknął kolejny kęs. – To ja poczekam na ciebie na chacie.

Aleks podniósł głowę znad niemieckich gazet.

– Jak to poczekasz? – wysyczał z niedowierzaniem. – Jaja sobie robisz? Nie widzisz ile mam tu jeszcze roboty? Zabieraj grube dupsko i szoruj do Ossolineum, zanim stracę cierpliwość!

– Daj spokój! Mam dosyć na dzisiaj! Poza tym jestem głodny!

Doktorant wyjrzał zza laptopa i odchrząknął głośno, dając wyraźnie do zrozumienia, że podniesione głosy zaczynających kłótnię mężczyzn bardzo mu przeszkadzają. Aleks spojrzał wymownie na Frankiego. Ten westchnął, przewrócił oczami i wyprostował się na krześle. Obaj wyciągnęli zaciśnięte w pięści prawe dłonie.

– Ma-ry-na-rzyk1 – wyszeptał Franki, wykonując ręką cztery krótkie ruchy z góry na dół. Na ostatniej sylabie pokazał nożyce.

Ręka Aleksa poruszyła się dokładnie w ten sam sposób, ale w decydującej fazie gry dłoń nie zmieniła ułożenia. Przez chwilę Franki wpatrywał się w pięść przyjaciela.

– Miałeś fart – wycedził przez zęby, podnosząc do ust hamburgera.

– Jasne, po raz setny z rzędu. – Aleks przeciągnął się na krześle. – Zasuwaj do Ossolineum. Spotkamy się… – przerwał, dostrzegając kątem oka zbliżającą się bibliotekarkę.

Chód i kamienny wyraz twarzy starszej pani wywierały demoniczne wrażenie. Nie poruszała się, tylko przesuwała. Jak duch lewitujący nad ziemią.

– W czytelni obowiązuje zakaz spożywania posiłków, szanowny panie – powiedziała, obrzucając Frankiego niechętnym spojrzeniem.

Franki przerwał przeżuwanie.

– Przecież ja nic nie jem – odpowiedział z pełnymi ustami, wsuwając dyskretnie hamburgera pod koszulę.

Uśmiechnął się przy tym szeroko, ukazując rzędy krzywych zębów i zalegające między nimi resztki jedzenia. Aleks zakrył dłonią usta, powstrzymując się od śmiechu. Nie sposób było nie zauważyć zielonej sałaty wystającej spomiędzy górnych jedynek. Bibliotekarka nie ukrywała zniesmaczenia.

– Proszę natychmiast opuścić salę! – huknęła oburzona.

Franki wstał niespiesznie, puścił oko do przyjaciela i w towarzystwie starszej pani skierował się ku wyjściu. Aleks miał nadzieję, że bibliotekarka chwyci go za ucho i zaciągnie przed zawieszony w holu regulamin czytelni, ale starsza pani ograniczyła się jedynie do ustnej reprymendy. Pracowała w bibliotece od wielu lat, wiedziała więc doskonale, jak przywołać do porządku rozbrykanych studentów i nonszalanckich pracowników naukowych. Wykorzystywała w tym celu rzadko spotykaną umiejętność, którą odkryła w sobie na początku kariery zawodowej. W trakcie scysji z podchmielonym doktorantem archeologii okazało się, że potrafi zmienić ton głosu na niebywale wysoki. Była to wyjątkowo skuteczna broń, dzięki której ucinała niemal każdą dyskusję. Posłużyła się nią także tym razem, osiągając szybko pożądany efekt. Grymas bólu wykrzywił twarz Frankiego, a ciało przebiegł dreszcz, kiedy niewidzialne igły wbiły się w błony bębenkowe jego uszu. 

– Dobrze, już dobrze. Ma pani rację. Przepraszam – powiedział pojednawczo, mając nadzieję, że przerwie zabójczy potok słów bibliotekarki.

* * *

Starsza pani nie oszczędziła Frankiego. Stanęła przed wyjściem z sali, odcinając jedyną drogę ucieczki i bez pośpiechu wymierzyła karę do końca. Szczegółowo wytłumaczyła obowiązujące w czytelni zasady savoir vivre’u. Tu i ówdzie pozwoliła sobie nawet na dygresję. Dopiero po kilku minutach otworzyła szeroko drzwi, zachęcając niesfornego klienta do wyjścia.

Franki przekroczył próg z wyraźną ulgą. Zanim jednak drzwi zdążyły się za nim zamknąć, obrócił się w na pięcie i szybkim ruchem wyjął wymiętego hamburgera, którego cały czas ukrywał pod koszulą.

– Chce pani gryza? – zagadnął łobuzersko i nie czekając na piskliwą odpowiedź zaskoczonej bibliotekarki, wybiegł z biblioteki.

Czytaj dalej

1 Kamień, papier, nożyce – popularna wśród dzieci i młodzieży gra.

POWIĄZANE WPISY