Home » HORT. Rozdział 5. Kawa, koniak i gazeta

HORT. Rozdział 5. Kawa, koniak i gazeta

by Przemek

Rozdział 5

KRYPTONIM

Niewielka restauracja mieściła się przy ul. Włodkowica, nieopodal odrestaurowanej synagogi Pod Białym Bocianem. Siedzieli przy ustawiony przy oknie stoliku, mając widok na niezbyt ruchliwą, wąską ulicę.

– To wszystko – zakończył Franki, sięgając po szklankę z wodą.

– Niesłychane… – szepnął profesor.

Aleks wpatrywał się w von Soloberga, oczekując dalszego ciągu wypowiedzi, ale przy stole zapanowała cisza. Profesor wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki fajkę z kości słoniowej i bez pośpiechu zaczął nabijać tytoniem.

Zdezorientowany Aleks spojrzał pytająco na Larę i przyjaciela. Franki uspokoił go ledwo widocznym gestem. Wiedział, że zapalanie fajki stanowiło swego rodzaju rytuał, który profesor odprawiał za każdym razem, gdy natrafiał na interesujący problem historyczny.

Von Soloberg przyłożył starą zapalniczkę zippo do główki fajki i pyknął kilka razy. Po chwili nad stolikiem zawisła chmura aromatycznego dymu.

Zerknął na Larę.

– Myślisz to, co ja?

Pokiwała potakująco głową.

– Wszystko na to wskazuje.

– Co i na co wskazuje? – zniecierpliwiony Franki nie wytrzymał napięcia.

– Wszystko wskazuje na to, że natrafiliście na ślad jednej z najpilniej strzeżonych tajemnic Trzeciej Rzeszy – odpowiedział profesor. – Powiedz im, Laro.

Sięgnęła po mały plecaczek i położyła go na udach.

– Jak zapewne wiecie, w czasie wojny naziści pracowali nad wieloma tajnymi projektami, które miały zagwarantować Hitlerowi zwycięstwo i panowanie nad światem – zaczęła. – Szczegóły większości z nich są nam doskonale znane. Przykładowo projekty Riese1 i Chronos2nad którymi od lat głowią się wasi eksperci, zostały przez nas rozpracowane już dawno temu.

Wyjęła z plecaczka dwie opasłe teczki, położyła na stole i pchnęła w stronę dwójki przyjaciół.

Na okładce pierwszej widniał napis Riese, na drugiej Chronos. Zdumiony Aleks spojrzał z niedowierzaniem na dokumenty i na równie zaskoczonego Frankiego.

– Mogę? – zapytał, sięgając po teczki.

– Oczywiście. To kopie zebranych przez nas materiałów, które dla was przygotowaliśmy. Oboje z wujkiem uznaliśmy, że lepiej będzie nam się współpracowało, jeśli odwzajemnimy zaufanie, jakim nas obdarzyliście. Poza tym nadarza się okazja, żeby przy waszej pomocy potwierdzić w terenie nasze dotychczasowe ustalenia dotyczące obu projektów. Tym bardziej że realizowano je na terenie Dolnego Śląska.

Profesor uśmiechnął się na widok szeroko otwartych oczu Aleksa i głupkowatej miny Frankiego.

– Spośród wszystkich tajnych projektów – kontynuowała Lara – jeden nadal pozostaje tajemnicą. – Położyła na stole kolejną, tym razem prawie pustą teczkę. – Nosił kryptonim Hort i właśnie z nim naszym zdaniem mamy do czynienia.

Aleks spojrzał na profesora.

– Czego dotyczył?

Lara zacisnęła zęby, wyraźnie niezadowolona z faktu, że pytanie nie zostało skierowane do niej.

– Nie jestem pewien… – odparł profesor. – A w zasadzie nikt nie jest pewien, bo do dnia dzisiejszego nie odnaleziono żadnych dokumentów, które jednoznacznie by to stwierdzały. Zaledwie garstka ludzi wie, że taki projekt w ogóle istniał. Większość z nich, w tym również ja, jest zdania, że projekt Hort był poświęcony utworzeniu sieci kryjówek, w których miały zostać ukryte skarby zgromadzone przez hitlerowców w czasie wojny. Wskazuje na to między innymi kryptonim projektu, a raczej dwa jego możliwe znaczenia – skarb i schronienie. A także fakt, że nie odnaleziono wciąż lwiej części z tego, co zrabowali naziści.

Frankiemu rozbłysły oczy.

– I tej wersji się trzymajmy! – wykrzyknął radośnie.

Aleks spojrzał z pobłażaniem na przyjaciela.

– Skoro nie zachowały się żadne dokumenty, to skąd pewność, że projekt w ogóle istniał?

– Dobre pytanie. – Profesor pokiwał z uznaniem głową. – Do niedawna opieraliśmy się na poszlakach i enigmatycznych relacjach świadków. Ale trzy lata temu natrafiłem przypadkiem na osobistą notatkę Himmlera, być może fragment pamiętnika, w której wspomina o ściśle tajnym projekcie Hort. Od tamtej pory, mimo wielu starań, nie dowiedziałem się niestety niczego więcej. Aż do dziś. Historia, którą opowiedziałeś, wpisuje się idealnie w nasze dotychczasowe ustalenia. Kim właściwie był twój dziadek? Czym się zajmował? I dlaczego sam nie pokusił się o odnalezienie klucza i rozwiązanie zagadki?

Aleks wzruszył ramionami.

– Był zwyczajnym nauczycielem, który całe życie przepracował w szkole. Przypuszczam, że ze względu na traumę z czasów wojny nie chciał wracać w tamto miejsce. Cudem przetrwał niewolę, ale niechętnie o tym opowiadał. Poza tym do osiemdziesiątego dziewiątego roku panujący w Polsce system skutecznie utrudniał wyjazdy zagraniczne. Gdy stało się to w końcu możliwe, dziadek miał już ponad osiemdziesiąt lat i zaawansowany artretyzm.

– No tak… – przyznał profesor.

– Całą historię opowiedział mi dopiero na kilka dni przed śmiercią. Nie wiem, dlaczego akurat mnie, a nie mojemu ojcu. I dlaczego dopiero przed śmiercią.

Aleks uśmiechnął się blado na wspomnienie dziadka. Brakowało mu jego poczucia humoru i gry w łapki, w którą jako jedyny dotrzymywał mu kroku. W czasie rodzinnych spotkań wszyscy w kółko powtarzali, że obaj byli ulepieni z jednej gliny.

– Kto wie? Być może uznał, że tylko ty potraktujesz jego słowa poważnie? – wtrąciła Lara. – Najwyraźniej znał cię lepiej, niż sądzisz. A raczej twoją niespokojną naturę. Wiedział, że spróbujesz rozwiązać tajemnicę klucza. – Uśmiechnęła się. – Dziadek dał ci wspaniały prezent, Aleksandrze. Przygodę, której sam nie mógł przeżyć.

Spojrzał na Larę.

– Tak… Kochany dziadek – powiedział jakby do siebie, potem westchnął, wyciągnął z kieszeni klucz wydobyty ze stajni niemieckiego bauera i położył na stole.

Franki poruszył się nerwowo na wspomnienie wideł, które pozostawiły trwały ślad w jego furgonetce i psychice.

– Niełatwo było go zdobyć, ale nie z takimi rzeczami dawaliśmy sobie radę. 

Udawana pewność siebie nie zdołała ukryć okazanej chwilę wcześniej słabości. Mimo to Lara popatrzyła na Frankiego z uznaniem. Zrobiła to nieco przesadnie, chcąc sprowokować reakcję Aleksa. Cel osiągnęła szybciej, niż się spodziewała.

Aleks drgnął, spoglądając krzywo na przyjaciela. Ostatecznie to on odegrał pierwsze skrzypce w historii z kluczem i jemu należał się laur zwycięstwa. Tymczasem to Franki skupił na sobie uwagę niemieckiej piękności. Siłą woli powstrzymał się od komentarza. Franki, bądź co bądź, był jego przyjacielem.

– Dziwny. Nigdy takiego nie widziałam – powiedziała Lara, obracając klucz w dłoniach.

Profesor założył okulary.

– Pokaż.

Klucz był nietypowy. Składał się z ośmiu płaskich ramion, połączonych ze sobą grzbietami w taki sposób, że razem tworzyły nieregularną, ośmiokątną gwiazdę. Każde ramię było inaczej ząbkowane. Całość została osadzona na podstawie w formie pierścienia, do której przytwierdzono nieduży, mosiężny uchwyt z wygrawerowanymi po obu stronach swastykami. Na pierścieniu widniał napis Hartmann. Klucz, mimo wielu lat spędzonych pod ziemią, zachował się w świetnym stanie. Był tylko trochę zaśniedziały.

– A to niespodzianka! – Profesor nie krył entuzjazmu. – To klucz gwiazdkowy do sejfu Hartmanna. – Obejrzał dokładnie ząbkowane ramiona. – Nieprawdopodobne. Nigdy żadnego nie widziałem. Tylko o nich czytałem.

Zapadła cisza. Profesor opróżnił fajkę z popiołu i zaczął ją na nowo nabijać.

Znowu? – pomyślał Aleks, przewracając oczami.

Lara obrzuciła go lodowatym spojrzeniem, dając do zrozumienia, że gest nie był ani grzeczny, ani subtelny. Aleks wzruszył przepraszająco ramionami i puścił do niej oko, chcąc przekuć klęskę w zwycięstwo. Uzyskał tylko tyle, że ostentacyjnie obróciła twarz w stronę zadowolonego z obrotu spraw Frankiego.

Na szczęście tym razem fajkowy rytuał potrwał krócej. Profesor wypuścił w powietrze kłąb dymu, położył fajkę na popielniczce i wrócił do rozpoczętego wątku.

– W latach czterdziestych Hartmann otrzymał zlecenie od najbliższego otoczenia Hitlera na wyprodukowanie kilku sejfów. Miały być wyposażone w najnowocześniejsze mechanizmy i zamki. – Mówił powoli, starając się nie popadać w entuzjazm. – Podobno sam Fűhrer zażądał, żeby każdy sejf był inny. I tak na przykład jeden ukryty był w lustrze. Wyobrażacie sobie? W lustrze! A inny w starej maszynie do pisania. Hartmann miał wyobraźnię – przerwał, widząc zbliżającego się kelnera. 

Młody mężczyzna podszedł sprężystym krokiem do stolika.

– Smakowało Państwu? – zapytał grzecznie.

– Tak! – wykrzyknęła niemal jednocześnie cała czwórka, dając kelnerowi do zrozumienia, że nie wybrał najlepszego momentu na zadawanie gastronomicznych pytań.

– Czy podać Państwu coś jeszcze?

– Kawę dla wszystkich – odpowiedział szybko Aleks, chcąc odprawić natręta.

– Espresso? Americano? Cappuccino? Latte? Macchiato? Frappe? – młodzieniec nie dawał łatwo za wygraną.

– Cztery americano – odpowiedziała z uśmiechem Lara.

– Bardzo proszę. – Kelner zebrał ze stołu puste talerze i oddalił się niespiesznie.

Profesor pyknął fajką, spoglądając na pozostałych. Wpatrywali się w niego, oczekując dalszych informacji na temat sejfów Hartmanna.

– Może jednak cappuccino? – zapytał.

Wybuchnęli gromkim śmiechem. Franki nawet się popłakał, chrumkając jak świnka. Uspokoili się dopiero po kilku minutach.

Zajęci rozmową nie zauważyli przejeżdżającego ulicą motocyklisty. Szczupły mężczyzna miał na sobie dopasowany dres w bladozielonym kolorze i pełny, bordowy kask. Jechał na zielono-bordowej maszynie przypominającej wyglądem supermoto. Bak miał drobne wgniecenia i zarysowania, lakier był w wielu miejscach zdarty. Motocykl wyglądał na zwinny i niezawodny, drobne mankamenty dodawały mu jedynie agresji i wdzięku.

Na wysokości restauracji Odnova mężczyzna zwolnił, popatrzył na śmiejących się gości, dodał gazu i odjechał.

– Wróćmy do Hartmanna. – Rozbawiony profesor sięgnął po jedną z przyniesionych przez kelnera filiżanek. – Istotą jego tajnych sejfów były dwa elementy: rzecz, w której sejf był ukryty oraz zamek, zwany od przekroju klucza gwiazdkowym lub gwiaździstym. – Przerwał na łyk kawy i pyknięcie fajki. – Skoncentrujmy się na kluczu. Jak widzicie, każde z ośmiu ramion jest inaczej ząbkowane, ale to nie wszystko. Pod każdym znajduje się jedna litera. Razem tworzą nazwisko twórcy zamka i sejfu: Hartmann. Układ liter nie jest przypadkowy, choć mogłoby się tak wydawać. To coś więcej niż tylko nazwa firmy. Do otwarcia sejfu nie wystarczał klucz. Potrzebny był jeszcze właściwy kod. Jego rolę pełniła litera, według której orientowano pozycję klucza w zamku. Jeśli ramiona nie trafiły we właściwe otwory, sejf ulegał samozniszczeniu, zabijając przy okazji intruza, który próbował do niego zajrzeć. Przypadkowy posiadacz klucza miał zatem niewiele ponad dwanaście procent szans na skuteczne otwarcie sejfu. Niewiele, biorąc pod uwagę świadomość przedwczesnego zakończenia życia w przypadku pomyłki.

– Sprytne. – Franki był pod wrażeniem.

– Ale niezbyt pocieszające – wtrącił Aleks. – Mamy klucz, ale nie znamy kodu. W takim przypadku dwanaście procent to stanowczo za mało. Do tego nie wiemy, o co właściwie toczy się gra. Więc ja tego klucza w zamku nie przekręcę.

– Tak szybko się poddajesz? – zapytała uszczypliwie Lara. – Myślałam, że jesteś twardszy.

– Po pierwsze, paniusiu – odparował Aleks – twardość nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzi moje życie. Po drugie, nigdy się nie poddaję i zawsze walczę do końca. – Uśmiechnął się krzywo, wskazując palcem przyjaciela. – A on z pewnością otworzy dla ciebie każdy sejf.

– Że niby ja? – wydukał zaskoczony Franki.

Lara przybrała pozę walczącej kocicy, ale nie podjęła rzuconej przez Aleksa rękawicy. Młody i przystojny Polak zaczynał się jej podobać. Być może był zbyt arogancki, ale ona lubiła niegrzecznych i pewnych siebie chłopców. Poza tym sprawiało jej przyjemność, kiedy ukradkiem na nią spoglądał. A jeszcze większą, gdy się denerwował po nieudanych próbach zwrócenia na siebie uwagi. Znajomość z nim zapowiadała się ciekawie. Na razie jednak postanowiła trzymać go na dystans.

– Spokojnie, dzieci, spokojnie – Profesor włączył się do rozmowy. – Najpierw musimy odnaleźć miejsce ukrycia sejfu. Kodem będziemy martwić się później. 

– Święta racja – przytaknął Franki.

Profesor spojrzał na Aleksa.

– Wskazówką do odnalezienie sejfu jest z pewnością zdanie o sercu orła, które twój dziadek usłyszał w trakcie spotkania oficerów. Jak ono dokładnie brzmiało?

– Dosłownie: Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau, czyli Klucz do serca orła we Wrocławiu, czy też Breslau, jeśli wolicie – odpowiedział Aleks. – Niestety nie znaleźliśmy we Wrocławiu żadnego serca, w którym mógłby być ukryty skarb.

Profesor zamyślił się. Wyciągnął tytoń i po raz trzeci zaczął nabijać fajkę.

– Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau – mówił cicho, jakby do siebie. – Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau… Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau…

Pozostali czekali w napięciu. Aleks oparł łokcie na stole, splótł dłonie i zaczął kręcić kciukami młynka. Franki wiercił się niespokojnie na krześle. Nawet Lara wykazywała oznaki zdenerwowania. Schowała do plecaka teczkę oznaczoną kryptonimem Hort i spojrzała wyczekująco na wujka. Profesor nie spieszył się, dokładnie ubijając tytoń w główce fajki.

– Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau… Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau… –powtarzał zdanie jak mantrę. – Adler. Breslau. Der Schlüssel zum Herzen des Adlers in Breslau.

Nagle zamilkł i podniósł głowę. Fajka wypadła mu z rąk, uderzając z trzaskiem o blat stołu.

– Orzeł z Breslau! – niemal krzyknął. – Przecież to oczywiste! 

* * *

Aleks położył na stole należność z napiwkiem, włożył pod pachę teczki Riese oraz Chronos, dał znak kelnerowi i razem z Profesorem, Larą i Frankim wyszedł pospiesznie z restauracji. 

– Dziwacy – mruknął pod nosem kelner, podchodząc do siedzącego samotnie w rogu sali klienta.

Mężczyzna czytał gazetę, trzymając ją przed sobą na wysokości twarzy. Na dłoniach miał czarne rękawiczki.

– Jeszcze jeden kieliszek koniaku dla pana? – zapytał kelner.

Gazeta obniżyła się nieznacznie, odsłaniając oczy klienta, pomarszczone czoło oraz staroświecką fryzurę z podgolonymi bokami i idealnie wyczesanym przedziałkiem rozdzielającym włosy na dwie nierówne części. Mężczyzna spojrzał ozięble na młodzieńca, ale nie odpowiedział na zadane grzecznie pytanie. Obrócił jedynie głowę, spoglądając na czwórkę dziwaków, którzy wsiadali do zaparkowanej przed restauracją taksówki.

Kelner wzdrygnął się. Coś niepokojącego było w spojrzeniu starszego pana. Coś niebezpiecznie hipnotyzującego. Dostrzegł to dopiero po chwili niezręcznej ciszy. Jedno oko klienta było niebieskie, drugie zielone.

Czytaj dalej

1 Projekt Riese (Olbrzym) – projekt budowy podziemnych fabryk w Górach Sowich.

2 Projekt Chronos – przypuszczalnie projekt budowy obiektu latającego o napędzie antygrawitacyjnym.

POWIĄZANE WPISY