Home » HORT. Rozdział 4. Cudacy na dworcu PKP

HORT. Rozdział 4. Cudacy na dworcu PKP

by Przemek

Rozdział 4

WSPARCIE

Wrocław, kilka dni później

Franki zaciągnął się papierosem, rzucił niedopałek na ziemię i zerkając pod nogi, szturchnął Aleksa. 

– Patrz – skinął głową w kierunku stóp.

Stali na pamiątkowej tablicy wmurowanej w posadzkę.

– Upsss… – mruknął Aleks.

– Spokojnie. Facet kochał życie. To dobry znak.

Na peronie panował chaos. Zdezorientowani ludzie tłoczyli się, wpadając na siebie nawzajem. Sprawcą zamieszania był trwający od kilku miesięcy remont Dworca Głównego. Prowizoryczny dworzec zastępczy nie spełniał swojej funkcji, wywołując wśród podróżnych fale negatywnych emocji.

– Pociąg EuroCity z Berlina do Krakowa wjeżdża na tor piąty przy peronie trzecim. Podróżnych prosimy o zachowanie ostrożności. – Miły kobiecy głos dobiegający z dworcowego megafonu uciszył na chwilę rozgorączkowany tłum.

Aleks spojrzał na pociąg wjeżdżający powoli na peron. Był spięty.

– Jesteś pewien, że można im zaufać?

– Możesz być spokojny. Profesor jest moim przyjacielem. Poznałem go bardzo dobrze podczas studiów w Krakowie. Był wtedy jednym z nielicznych wykładowców z zagranicy. Zresztą bardzo charyzmatycznym i lubianym. Nienawidzi nazistów. Co ciekawe jest skoligacony z rodziną Wołk-Łaniewskich i świetnie mówi po polsku, więc uważaj na to, co mówisz. Mieszkałem u niego podczas mojego pobytu w Berlinie. Krótko mówiąc, ufam mu tak jak tobie.

– A dziewczyna?

– Niezbyt urokliwa. Jak to Niemka.

Frankiego drażniła powaga przyjaciela. Miał nadzieję, że niewinny dowcip nieco go rozluźni, ale Aleks nie zareagował. Nadal wpatrywał się w nadjeżdżający pociąg. Franki westchnął.

– Za nią też ręczę – powiedział zrezygnowany. – Nie prosiłbym przecież o pomoc ludzi, którym nie ufam. Jest jego bratanicą, ale traktuje ją jak córkę. Z tego, co wiem, opiekuje się nią od czasu tragicznej śmierci jej rodziców. Przejęła po nim zainteresowania. Kilka lat prowadziła badania na Dolnym Śląsku i też całkiem nieźle mówi po polsku. Razem tworzą znany w świecie historyków i archeologów duet.

Aleks pokiwał głową.

– Szybko przyjechali. Dzwoniłeś do niego zaledwie trzy dni temu.

– Ot, cały profesor. Jest jak archeologiczny pies gończy. Nie odpuszcza, kiedy złapie trop, a nasza historia ewidentnie go zainteresowała. Zwłaszcza wątpliwości związane ze słowem Hort. Powiedział, że to niesłychane i że przyjeżdża natychmiast. Nie chciał zdradzić nic więcej przez telefon.

– Ciekawe…

Pociąg zatrzymał się z piskiem, drzwi otworzyły, pasażerowie zaczęli wysiadać. Po chwili na schodkach jednego z wagonów pojawił się ubrany w garnitur starszy mężczyzna. Przystanął, rozejrzał się wokół i niemal natychmiast dostrzegł wymachującego obiema rękoma Frankiego. Uśmiechnął się, unosząc dłoń w geście przywitania. Potem zszedł na peron, pomógł wysiąść młodej kobiecie i razem z nią podszedł do przyjaciół.

– Profesorze! Cieszę się, że pana widzę!

Franki wyściskał profesora, zanim ten zdążył postawić na ziemi walizkę. Następnie odwrócił się w stronę towarzyszącej mu, młodej kobiety.

– Laro! Ależ… Prawie cię nie poznałem – wydukał.

Poczerwieniała, gdy pocałował ją na przywitanie po rosyjsku, prosto w usta. Trochę ze złości, trochę ze wstydu. Zachowała jednak zimną krew, uśmiechnęła się blado i wymamrotała kilka słów powitania. Profesor roześmiał się serdecznie.

– Nic się nie zmieniłeś – powiedział. – Ja też się cieszę, że cię widzę.

– To mój przyjaciel, Aleksander Paprocki – Franki przedstawił Aleksa. – Aleks, to profesor Hans von Soloberg. Były pilot wojskowy i jeden z najwybitniejszych znawców historii Trzeciej Rzeszy. Oraz Lara von Soloberg, prawa ręka profesora, doktor archeologii i specjalistka w dziedzinie starożytności.

Profesor wyglądał na około sześćdziesiąt pięć lat. Miał nieco przerzedzone i rozwichrzone, siwe włosy. Jego twarz przecinały liczne zmarszczki, a piwne oczy wnikliwie obserwowały otoczenie. Szczupła sylwetka, postawa i sposób, w jaki się poruszał, zdradzały, że mimo wieku zachował świetną kondycję.

Lara, w przeciwieństwie do wuja, miała gęste i długie blond włosy. I wbrew temu, co mówił Franki, była piękna. Z jego miny z łatwością można było wyczytać, że sam był tym faktem zaskoczony. Najwidoczniej inaczej ją zapamiętał.

Miała nieco ponad trzydzieści lat, hipnotyzujące, błękitne oczy, kształtne biodra i długie, zgrabne nogi. Wszystko to okraszone sportową sprężystością i jędrnością. Nosiła luźne, bawełniane spodnie, białe trampki i niebieską koszulkę w stylu fit. Rolę biżuterii pełnił niewielki nefryt zawieszony na szyi.

Aleks podał obojgu rękę, wymieniając uprzejmości.

– Franciszek wiele opowiadał o panu i o waszych wspólnych przygodach. – Profesor spojrzał Aleksowi w oczy, ściskając mocno prawicę.

– Same niesamowite historie… – dodała Lara uśmiechając się przyjaźnie.

Oboje mówili dobrze po polsku. Z wyraźnym, niemieckim akcentem.

– Nie wierzcie we wszystko, co mówi Franciszek – Aleks wypowiedział pełne imię przyjaciela z lekkim sarkazmem. – To znany łgarz i chwalipięta.

– Widzę, że nie tylko ja poznałam jego prawdziwe oblicze.

Franki otworzył usta, by zrewanżować się obojgu za drobne uszczypliwości, ale profesor uprzedził go, podnosząc ręce w pokojowym geście.

– Pax optima rerum1 – powiedział rozbawiony. – Dajcie spokój, mamy ważniejsze sprawy. Musicie opowiedzieć nam w szczegółach całą historię. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą… – zawiesił na chwilę głos. – To będzie sensacja.

Franki przyklasnął.

– Racja! – Zatarł dłonie. – Nie traćmy czasu. Pewnie jesteście głodni po tylu godzinach spędzonych w pociągu. Zapraszamy na obiad. Stolik jest już zarezerwowany. – Sięgnął po walizkę profesora. – Chodźmy! – Ruszył w stronę wyjścia z peronu, nie czekając na odpowiedź.

Aleks złapał za torbę Lary, podbiegł do przyjaciela i korzystając z faktu, że goście szli kilka metrów za nimi, zagadnął:

– Hans von Soloberg, tak? – wyszeptał. – Pilot?

Franki roześmiał się cicho.

– Mówiłem przecież, że to Han Solo…

* * *

Chłopiec bagażowy cmoknął z niezadowolenia, widząc jak dwóch mężczyzn chwyta za walizki podróżnych, z którymi wiązał kilkuzłotowy zarobek. A ponieważ tłum na peronie zaczął się przerzedzać, obrócił się szybko w stronę najbliższego wyjścia z wagonu, szukając nowego klienta.

Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były mocno już podniszczone, ale wypolerowane na połysk wojskowe buty. Postawny facet, który miał je na nogach, wychodził bez pośpiechu z pociągu. Za nim szedł kolejny, a za tamtym jeszcze jeden. Wszyscy wyglądali identycznie.

Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że obuwie mężczyzn kontrastowało z eleganckimi garniturami, w które byli ubrani. Starte trepy pasowały do wyprasowanych na kant spodni jak przysłowiowa pięść do nosa.

Dysonans rzucała się w oczy, ale nie raził. Na wrocławskim dworcu widywało się większe dziwactwa. Chłopak wzruszył więc jedynie ramionami i uśmiechając się od ucha do ucha, pchnął wózek w stronę pomarszczonej turystki z Niemiec.

Czytaj dalej

1 Pokój najlepszą z rzeczy…

POWIĄZANE WPISY